Forum Naturalnie po CC Strona Główna Naturalnie po CC
Forum o porodzie naturalnym po CC, czyli VBAC po polsku
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Heloł z Warszawy!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Naturalnie po CC Strona Główna -> Witamy!
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alicja




Dołączył: 21 Sty 2015
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:32, 21 Sty 2015    Temat postu: Heloł z Warszawy!

Witajcie Cesarskie Kobiety!
Dołączam i ja, choć jeszcze nie w kolejnej ciąży, to już myśląca o VBAC:)
Moja historia porodu zakończonego cc opisana jest na grupie FB. [Alicja Frankowska]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
belladonna




Dołączył: 07 Sty 2015
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 19:24, 21 Sty 2015    Temat postu:

Hej Ala. Życzę, żeby marzenie o VBAC się spełniło. Ja co prawda nie jestem na FB, ale z doświadczenia wiem jak można się czuć po cc, gdy się chciało urodzić naturalnie. Trzymam kciuki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alicja




Dołączył: 21 Sty 2015
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:41, 21 Sty 2015    Temat postu:

A to się podzielę swoją historiąSmile, myślałam, że tu wszystkie po FB sąSmile

Oto historia:
Jestem mamą siedmiomiesięcznego synka o imieniu Iwo. Bardzo szczęśliwą, ale niestety cały czas mocno przeżywającą swój poród 2 w 1.

Do porodu długo się przygotowywałam, ponieważ wokół mnie krążyły same trudne historie porodowe (w rodzinie i wśród znajomych). Zachodząc w ciążę, będąc laikiem w tematach porodu naturalnego i jego wpływie na dziecko, myślałam nawet o cesarce na życzenie. Ciąża mnie jednak mocno zmieniła, szybko zmieniłam zdanie i o cesarce nie było mowy.
Czytałam historie dobrych porodów na Vivat Poród, Jeannette Kalyte, Ine May Gaskin ("Poród naturalny"), Michela Odenta (tłumaczenia ze strony Rodzić po Ludzku), Irenkę Chołuj. Moja babcia była przedwojenną położną i poczułam bakcyla okołoporodowego, zapewne mając go we krwi
Do tego trafiłam na wspaniałą położną przygotowującą do porodu, która mnie przekonała zmiany szpitala (z tego w którym pracował mój gin - nomen omen wybrany przypadkowo) na szpital św. Zofii na Żelaznej. Dodatkowo bojąc się nadmiernej medykalizacji porodu chciałam urodzić w Domu Narodzin (a najchętniej to bym w domu rodziła, ale się bałam).
Dodatkowo poprosiłam o obecność przy moim porodzie ww. położną jako doulę.
Pod koniec ciąży czułam się cudownie (pomijając upierdliwe dolegliwości końcówki ciąży), psychicznie czułam się w stanie dosłownie błogosławionym, do teraz wspominam ten okres jako magiczny. Na miesiąc przed porodem zaczęłam pić herbatkę z liści malin i brać wiesiołek. Plus robiłam masaż krocza.
Poród rozpoczął się w terminie (po "przytulaniu" się z moim Partnerem ) w niedzielę wieczorem - przed 23, po lekkim skurczu i wstaniu z łóżka odeszły mi wody. Prawie jak na filmach Trochę się zmartwiłam, że poród się tak rozpoczął, bo odejście wód to zawsze większe prawdopodobieństwo ingerencji medycznej, chociaż jeszcze bardziej przestraszył się mój Partner, że to jużSmile...porozmawiałam z doulą i postanowiłyśmy poczekać na regularne skurcze i dopiero rano jechać do szpitala.
Skurcze jednak rozkręciły się bardzo szybko, bo po godzinie z hakiem były już regularne co 7-5 min. Poszłam pod prysznic, siedziałam w toalecie (przeczyszczało) i tak zleciała kolejna godzina. O 1szej przyszedł skurcz, który powalił mnie już na ziemię i od tej pory skurcze były co 3-4-5 min, mocne i radziłam sobie z nimi jęcząc i wyjąc i wizualizując sobie otwierający się kwiat. Przyjechała doula i dalej w trójkę rodziliśmy tak do 4-5, kiedy już skurcze były tak częste i mocne, że mnie
przestraszyły, że nie dam rady dojechać do szpitala.
Podróż wspominam strasznie, jechałam tyłem, na tylnim siedzeniu klęcząc i trzymając się zagłówka. Bóle były już wtedy koszmarne,rozrywające... Na izbie przyjęć widząc mnie i mój "rozkręcony" w domu poród szybko zbadano rozwarcie i... no właśnie, usłyszałam "-kochana, ledwo palec się mieści...i tak cię boli?" Załamałam się wtedy. Bolało tak strasznie, a skurcze były bardzo częste. Doula pocieszała, że to czasami samo zgładzanie się szyjki może tyle trwać i tak boleć. Podłączyli mnie do KTG (nie
mogłam przybrać dogodnej pozycji i te pasy wokół brzucha to były istne tortury przy skurczach).
Przy KTG rozpoczęły się nerwy, nie zakwalifikowałam się do Domu Narodzin, tętno Małemu spadało, w czasie skurczu, fizjologicznie, ale niepokojąco. Cytując położną - "Z takimi spadkami do DN pani nie wpuszczę".
Za to skurcze częste i tak silne, że brakowało dla nich skali na wykresie. Skurcze jak przy porodzie indukowanym i to na końcówce rozwierania a nie początku.
Dalej rodziłam już na sali porodowej, w wannie (lekka ulga w bólach, a właściwie lepsze radzenie sobie ze skurczami, w wodzie mnie tak nie "telepało"), potem KTG, potem badanie, rozwarcie nikłe (3,4cm?), potem znowu błogosławiona wanna, w której zepsuło się KTG wodoodporne, litościwie przyniesione przez położną. Totalnie się załamałam, nie radziłam sobie z bólem, mimo takiego przygotowania do porodu moje ciało i skurcze dosłownie zmiażdżyły mi psychikę bólami. I jeszcze to
"zniewolenie" KTG, brak możliwości przyjmowania swojej pozycji czy siedzenia ciągle w wannie. Spadki tętna cały czas były i coraz częstsza była potrzeba monitorowania.
Po 12 godzinach silnych skurczy i rozwarciu na 3-4 cm poprosiłam o znieczulenie, licząc na słynne rozluźnienie się ciała i lepsze rozwarcie. Po ZZO błogość, ale jednocześnie niepokój, że coś jest nie tak, że powinno boleć, takie poczucie bezsensu w tym porodzie...
Rozwarcie stanęło na 4 cm i po znieczuleniu wcale nie przyspieszyło, wręcz zwolniło, bo moje własne jakże mocne skurcze się osłabiły.
Znieczulenie zaczęło schodzić, ból i skurcze wróciły, a nade mną zaczęto debatować. Trzech lekarzy ( w tym jeden ze stowarzyszenia Dobrze Urodzeni, więc byłam w dobrych rękach) mnie badało i konsultowało mój przypadek. "Kontrowersyjna pacjentka" usłyszałam. Wszystkim zależało na tym, żebym mogła urodzić drogami natury, ale cięcie było już rozważane.
Spadki tętna były mocne, ale nie dyskwalifikujące. Dolewki ZZO nie dostałam, za to włączono oksytocynę, żeby sprawdzić jak synek sobie radzi z oksy. Zaczął się koszmar, to było jak umieranie na żywca. Musiałam leżeć płasko, podpięta pod KTG, pod oksytocyną. Przez ten okres (pół, godziny, godzina?) skurcz na skurczu, siła wyrzucała brzuch w górę, wyginając całe ciało, dobrze że miałam po obydwu stronach łóżka bliskich, którzy mnie trzymali...Nie wiedziałam, że jestem zdolna do takiego krzyku,
wcześniej też krzyczałam, ale to był krzyk zwierzęcy, próbowałam zagłuszyć nim moc skurczu...
Na oksy w krótkim czasie rozwarcie doszło do pełnego, tętno dziecka było ok, dolano znieczulenie, ja już byłam nieprzytomna praktycznie.
Położna kazała poprzeć, na boku. Zero sił. Przy drugim skurczu (jakoś czułam te skurcze) poczułam przypływ energii i radość, że to jużSmile Położna badała mnie przy skurczu, ale nie czuła główki (dodam, że ułożenie Małego było ok, w końcu trzech lekarzy badało). Marcin poprosił, o postawienie mnie na nogi (wkuwałam mu do głowy przed porodem, że chcę rodzić w pozycji wertykalnej i ma o to zadbać) na co położna chętnie przystała. Mimo ZZO dobrze stałam na nogach i parłam przy każdym skurczu bardzo
aktywnie, czas stanął w miejscu, mogłabym tak przeć i przeć... wydawało mi się , że to trwało z 10-15 min, ale 2 faza trwała 55 min, przy różnych pozycjach... aż poczułam ucisk na lędźwie. Dalej to już położna wybiegła i zaroiło się od ludzi wokół mnie. Dziecku spadło tętno poza skurczem i w 3 minuty znalazłam się na sali operacyjnej.
Iwo urodził się po 17 godzinach od odejścia wód, 15 godzin od skurczu powalającego na ziemię. Dostał 10/10, 3810g, długość 60 cm. I miał wielkie stopy:)
Mogłam się z Nim przywitać i pocałować Moją ukochaną mokrą główkę. Zalałam się wtedy takim uczuciem, tyle było w tym miłości... do teraz się wzruszam... Dzięki temu, że Iwo urodził się zdrowy, tata mógł go kangurować na noworodkach (o to jeszcze krzyczałam będąc na stole operacyjnym).
Ja zostałam zszyta i trafiłam na salę pooperacyjną, gdzie mimo wielu próśb dostałam synka dopiero po 3 godzinach (4 godziny po urodzeniu). Jak trafiliśmy po 4 godzinach na salę ogólną położna przystawiła mi Go do piersi. Dzielnie zassałSmile Jak tylko mi pozwolono (po kolejnych 4h) wstałam, wzięłam prysznic, rozebrałam moje Dziecko, przywitałam się po swojemu i wycałowałam stópki...Przewinęłam i dalej się karmiliśmy, chociaż Iwo zmęczony przez pierwszą dobę po porodzie głównie spał. Ponieważ było
już późno, nie było możliwości obecności przy nas nikogo bliskiego

To moja historia porodu. Przepraszam za tą przydługawą opowieść, ale chciałam to z siebie wylać w całości.
Na początku przeżywałam głównie traumę bólową (skurcze przeorały moją psychikę) i wypłakiwałam ten poród bardzo długo. Potem doszedł żal, poczucie pustki. Umierałam, żeby urodzić życie, a jego po prostu ze mnie wycięto. Straciłam w porodzie część siebie, a zamiast tulić mokrego noworodka, czekałam na sali pooperacyjnej. Zamiast się cieszyć z bliskimi, byłam samotna (na szczęście pierwsze godziny po porodzie byłam na totalnym haju hormonalnym, szczęśliwa i spokojna, baby blues nadszedł po 24
h). Oczywiście te wszystkie emocje są zmieszane z wielkim szczęściem, że jest już bezpieczny na świecie, cały i zdrowy. Ale pewna pustka pozostaje.
Oczywiście jestem wdzięczna za lekką rekonwalescencję (mimo dość sporego i nieładnego cięcia), udane karmienie, wspaniałe, choć trudne początki macierzyństwa, bezwarunkową miłość do mojego synka od początku bycia razem. Wiem, że miałam dużo szczęścia w tym wszystkim.
Mam żal do siebie, że nie dałam rady urodzić, że nie dawałam sobie rady ze skurczami. Że zdecydowałam się na ZZO. Z drugiej strony wiem, że miałam bardzo trudny poród i nienormalne skurcze, że i tak jestem bardzo dzielna. Lekarka, która wyszła ode mnie po operacji, powiedziała do douli, że jestem bardzo wytrzymała, bo to były trzy porody w jednym. Jednocześnie, jeśli ktoś mi mówi (doula, mój partner), że byłam dzielna i że to był piękny poród, to czuję wkurzenie, że co z tego, skoro i tak się
skończyło cesarką. I po co mi były te męczarnie (oczywiście jestem świadoma faktu, że dla dziecka było to lepsze, niż cesarka na zimno). Strasznie dużo skrajnych emocji mam w sobie Czuję się silniejsza po tym, co przeszłam, a jednocześnie słabsza z poczuciem straty.

Do tego dochodzi strach przed kolejnym porodem (oczywiście chcę rodzić VBAC, już tydzień po porodzie zdecydowałam, bo wcześniej na myśl o kolejnym razie miałam "no fucking way"). W trakcie operacji dopytałam się lekarki, czemu się nie mógł urodzić, wstawić (mimo dobrego ułożenia) i czemu się podduszał. Pierwsze co powiedziała, to że miał cały zwój pępowiny przy samej głowie. Po paru chwilach dodała, że był duży... a ja noszę rozmiar S (XS lub M też się zdarza) i raczej
drobnych, ale kobiecych kształtów jestem.
Wymiary miałam mierzone, były ok. Martwię się, że może mam jakąś niewymiarową miednicę w środku i że nigdy nie będzie mi dane tulić dziecka swojego zaraz po porodzie. Cieszę się, że nie jestem sama, że na tej grupie jesteście WY i przynajmniej część z tych emocji, które opisałam, rozumiecie. Oczywiście kolejny poród planuję również na Żelaznej, mimo iż uważam że opieka poporodowa znacznie odbiegała od standardów, którymi szczyci się szpital.
Na razie swoją energię wyładowałam pisząc list do szpitala, z uwagami dotyczącymi kontaktu mamy z dzieckiem po cc. Podobno się już coś zmieniło i noworodek może już na sali operacyjnej być z mamą, nie wspominając o sali pooperacyjnej, gdzie zazwyczaj już jest przy mamie, ale na Żelaznej to potrafi się zmieniać w zależności od obłożenia "cesarkami".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
skarbens




Dołączył: 08 Sty 2015
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 2:54, 22 Sty 2015    Temat postu:

Przeoczyłam Twoją historię na fb. Ja ostatecznie nie podzieliłam się publicznie swoją (jeszcze), ale zaczęło się dokładnie jak u Ciebie. Tylko skurcze się nie rozhulały, przez co dostałam pompę z oksytocyną, przez co w końcu zgodziłam się na zzo, przez co w końcu orzeczono, że poród nie postępuje, przez co na koniec było cięcie. Płakałam codziennie przez 7 miesięcy. Minęło dosłownie w pół chwili, gdy zobaczyłam drugą kreskę na teście i zrozumiałam, że teraz trzeba zbierać siły na kolejny poród. Żal mam oczywiście do tej pory, ale chwilowo się na nim nie skupiam.
Następnym razem pójdzie u Ciebie na pewno pięknie Smile Przynajmniej doszłaś do pełnego rozwarcia, szyjka to zapamięta Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AniaOkuKo
Administrator



Dołączył: 29 Gru 2014
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 8:29, 22 Sty 2015    Temat postu:

Jak czytałam Twoją opowieść, to aż mi się momenty z mojego porodu 2 w1 przypominały, których już dawno nie chciałam pamiętać...

Witaj i powodzenia! Trzymajmy się razem, niech polscy ginegolodzy zobaczą jaka siła w nas drzemie! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
belladonna




Dołączył: 07 Sty 2015
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 11:35, 22 Sty 2015    Temat postu:

Dzieczyny, Kochane, jestem w tej dobrej (Chyba Wink) sytuacji, że już mam za sobą udany i piękny VBAC. Pierwszy poród też był traumatyczny, po ponad tygodniowym pobycie w szpitalu (bo po terminie). Urodziłam przez cc po kilkukrotnej próbie wywoływania (od zera), po nie przespanym tygodniu, bo miałam zlecone KTG co 3 godziny (rownież w nocy), wykresy wychodziły zbyt płaskie, ale ciągle czekano na niewiadomoco. W końcu przy 3 próbie wywoływania, po 15 godzinach skurczy ze sztucznej oxytocyny, 2 godzinach pełnego rozwarcia i parcia, zdecydowano o cc. Dziecko urodziło się całe i zdrowe, ale u mnie pozostał niewyobrażalny żal, rozczarowanie i pretensja, że wszystko poszło nie tak jak chciałam.
Mój VBAC opisany jest tu: [link widoczny dla zalogowanych]
Teraz czekam na kolejne dzieciątko, obawy wracają, trauma pierwszego porodu mimo, że już "odczarowana" udanym VBACem, ale jednak trochę podcięła mi skrzydła i nie ufam do końca w swoje możliwości. Ale pomimo to wierzę, że każdy poród może być lepszy niż poprzedni, bo wspiera nas nasze doświadczenie. Już wiemy "o co chodzi", mniej więcej czego się spodziewać i to jest duża sila VBAC.

Trzymam zatem kciuki, żebyśmy wszystkie mogły wkrótce opisać swoje piękne VBACy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Naturalnie po CC Strona Główna -> Witamy! Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin